Tysiąc złotych będzie kosztowało pewną parę z Ełku bezpodstawne wezwanie służb ratunkowych. Kobieta zadzwoniła z krzykiem pod numer alarmowy, podała adres, pilnie poprosiła o pomoc i się rozłączyła. Policjanci nie mogli wejść do mieszkania, została więc wezwana straż pożarna.
– Pod numer alarmowy zadzwoniła kobieta, która krzycząc poprosiła o pilną pomoc -mówi sierż. szt. Agata Kulikowska de Nałęcz, Oficer Prasowy Komendanta Powiatowego Policji w Ełku. – Ze zgłoszenia wynikało, że kobieta znajduje się w stanie zagrożenia, bo podała tylko adres i szybko się rozłączyła. Policjanci nie mogli wejść do wskazanego mieszkania, nikt nie otwierał drzwi, mimo że ze środka dobiegały dźwięki i głosy. Z tego powodu zdecydowano o siłowym wyważeniu drzwi i wezwano straż pożarną. Ostatecznie nie było to jednak konieczne, bo w końcu mieszkańcy otworzyli.
Jak się okazało, kobieta i jej konkubent nie mogli znaleźć w mieszkaniu kluczy, więc postanowili zaangażować służby do otworzenia im drzwi. Policjanci ustalili, że para wspólnie spożywała alkohol. Nic nikomu nie zagrażało, a telefon na policję okazał się być nierozważnym pomysłem. Zarówno 30-latka, jak i jej partner, zostali ukarani mandatami po 500 złotych.
– Każdy tego typu telefon blokuje linię alarmową i odwleka w czasie możliwość natychmiastowej reakcji na zgłoszenia, które faktycznie wymagają działania – mówi sierż. szt. Agata Kulikowska de Nałęcz. – Niedopuszczalne jest, żeby angażować policjantów czy strażaków bez rzeczywistej potrzeby, ze złośliwych pobudek lub w celu załatwienia sobie jakichś przysług. Służby ratunkowe są po to, by nieść pomoc i reagować w sytuacjach realnych zagrożeń.