Marek Chojnowski: Wyrażam to, co czuję

O pasji do śpiewania i słabości do krawatów rozmawiamy z Markiem Chojnowskim, starostą powiatu ełckiego

– Sezon wakacyjny w pełni. Był czas odpocząć?

– Tak, miałem cztery tygodnie na odpoczynek i odstresowanie się. Były momenty, gdy musiałem na chwilę zajrzeć do pracy, bo zawsze lepiej jest mieć wszystko pod kontrolą. Takiego wyłączenia się zupełnego od codziennej rzeczywistości miałem tydzień czasu, więc była okazja odpocząć.

– Był wypoczynek nad wodą?

– Nad wodą, jak najbardziej, niedaleko, w Kruklankach, bo ja jestem człowiek tutejszy. Naprawdę piękne miejsce, dobre jedzenia, polecam. Nie jest to pięciogwiazdkowy kurort, ale nie ma czego się wstydzić.

– Czyli wakacje spędził Pan po mazursku?

– Jak najbardziej po mazursku.

– To był wypoczynek aktywny, czy może raczej leżakowy?

– To były rekolekcje. Do południa odbywały się zorganizowane zajęcia typu konferencja, czy spotkania w grupach. Popołudniami mieliśmy czas wolniejszy. Organizowane były mecze piłkarskie, w których rodzice rywalizowali z dziećmi. Graliśmy w piłkę siatkową, plażową, więc chyba można powiedzieć, że popołudnia były aktywne. Dwa razy musiałem wyjechać z Kruklanek do Ełku na próby, ale to niedaleko, więc nie było problemu.

– Wakacyjny lipiec zapowiada pracowity sierpień?

– Sierpień będzie jeszcze na półobrotach. Można powiedzieć, że nic specjalnego tu się nie zadzieje. Dostaliśmy materiały dotyczące Via Baltici i opinii od samorządu powiatowego na temat jej przebiegu oraz połączenia jej z naszymi lokalnymi drogami, więc do połowy sierpnia będziemy wydawali opinię z naszego punktu widzenia na sprawę. To taka podstawowa rzecz, która nas aktualnie zajmuje. Pozostałe są typowe dla okresu wakacyjnego. Wiadomo, że w tym czasie ludzie przyjeżdżają do Polski i załatwiają zaległe sprawy urzędowe, więc odwiedza nas więcej, niż w ciągu roku osób. To głównie sprawy związane z wymianą praw jazdy, dowodów rejestracyjnych, różnego rodzaju spraw własnościowych i geodezji. To są takie zajęcia typowe dla okresu wakacyjnego i świątecznego. Część naszych pracowników korzysta z urlopów, ale tak staramy się zorganizować pracę, by wszystko w miarę sprawnie działało.

– Wspominając swój tydzień wakacji wspomniał Pan o dwukrotnym przyjeździe na próby. Domyślam się, że chodzi tu o pasje wokalne i działalność estradową, z którą ełczanie mieli już okazję się zapoznać. Wyjdźmy więc poza mury urzędu i porozmawiajmy o tej pasji.

– Już od prawie dwóch lat tworzymy zespół gospelowy, który działa przy Ełckim Centrum Kultury. No i śpiewamy. Spotykamy się na próbach dwa razy w tygodniu. Teraz w sierpniu będziemy mieli trochę przerwy. W lipcu nie mogliśmy sobie na nią pozwolić, bo mieliśmy godzinny koncert w ramach Diecezjalnych Dni Młodzieży i musieliśmy do niego dobrze się przygotować. W tej chwili tworzymy już grupę, która żyje swoim życiem. Tworzą ją zupełnie różni od siebie ludzie. Jest wśród nas m.in. pani doktor, jest pracownica sądu i pani, która pracuje w księgarni. Całe spektrum bardzo ciekawych osób. Można określić nas, jako grupę ekumeniczną, bo mamy w swoim gronie osoby różnych wyznań. Pokazujemy, że to nie jest żadną przeszkodą we wspólnym śpiewie i głoszeniu w ten sposób chwały Bożej, bo na tym polega gospel. Przez te dwa lata zdążyliśmy już zaprzyjaźnić się ze sobą. Spotykamy się nie tylko na próbach, ale tez na różnego rodzaju imprezach. Jeśli gdzieś zadzieje się coś niedobrego, to wspieramy się nawzajem. Dorobiliśmy się już nawet grupy chłopaków, którzy ostatnio wystąpili z nami w roli muzyków. Rozmawiałem z nimi i wiem, że są chętni do dalszej współpracy.

– A skąd się wzięła ta pasja śpiewania? Ona była od zawsze, czy pojawiła się ot tak sobie, pewnego dnia, znienacka?

– Zawsze lubiłem śpiewać. W maleńkości nawet chodziłem do szkoły muzycznej. Ale pewnego dnia z niej wyrosłem, znalazłem ciekawsze zajęcia, dociągnąłem do 5. klasy i zakończyłem naukę. W szkole średniej mieliśmy zespół, z którym grywaliśmy po zabawach i imprezach różnego rodzaju. Ja zajmowałem się śpiewaniem. Na studiach doszła do tego gitara. Dziewczyny to lubiły, więc bardzo mi to odpowiadało. Po studiach wypadła kolejna przerwa w mojej przygodzie muzycznej. Mniej więcej 25 lat temu powstała u nas na osiedlu parafia. Bardzo zaangażowałem się w działania na jej terenie. Grywałem na mszy na gitarze i śpiewałem z grupą młodych ludzi. Z tego poszło dalej. W różnych sytuacjach trzeba było nagle coś zaśpiewać, bo np. przez miasto miała przejść Droga Krzyżowa, a wokalista stwierdził, że nie będzie śpiewał, bo jest za zimno i trzeba było g zastąpić. Nam to nigdy nie przeszkadzało. Jak trzeba było, to szliśmy i śpiewaliśmy nawet, jak śnieg padał. Nie mieliśmy z tym problemu. Ważne było, po co to się robi. Zawsze marzyłem o zespole chrześcijańskim, ale nigdy mi się nie udawało tego marzenia zrealizować. To nie jest moją mocną stronę. Mogę przyjść i pośpiewać, bo lubię śpiewać, ale z organizowaniem prób sobie nie radzę. Teraz nadarzyła się ku temu okazja. Powstał zespół gospel, udało się zebrać grupę i jedziemy.

– W ostatniej edycji koncertu na rzecz podopiecznych stowarzyszenia „Onkoludki” wystąpił Pan w duecie z Jolą Wilczyńską. Jest apetyt na karierę solową?

– Nie no, bez przesady. Do tego trzeba dużo ćwiczyć, a ja aż tyle czasu nie mam. Jolę poznałem jako może 14, 13-latkę, gdy była w mojej parafii, więc można powiedzieć, że znamy się i śpiewamy od dziecka. W momencie, gdy coś śpiewamy razem, to czujemy się wewnętrznie. Wystarczy jedno spojrzenie, mrugnięcie okiem, ledwo zauważalny z widowni gest i wiemy, co mamy zrobić. Taki duet to lata doświadczeń. Piosenkę, którą wtedy wykonaliśmy, od zawsze chciałem z kimś zaśpiewać. „Bombonierka” wykonaniu Turnaua z Wilkową jest rewelacyjna. Mam jeszcze jedną, ale w wykonaniu damskich, więc nigdy jej nie zaśpiewam. To „Samba na rozstanie” Hanny Banaszak, super kawałek. Lubię ballady Okudżawy, można określić starodawne, których dzisiaj prawie nikt już nie pamięta. Lubię sobie czasem je pośpiewać. Ale występ solowy? Nie, może niekoniecznie.

– Więc w najbliższym czasie nie możemy liczyć na recital w wykonaniu starosty Marka Chojnowskiego?

– Nigdy nic nie wiadomo. Jak to mówią: „Nigdy nie mów nigdy, wszystko jest możliwe”. Może w jakichś duetach, tak jak na płycie wydanej kiedyś przez Michała Żebrowskiego, w towarzystwie pań… Czemu nie? To jest zachęcające. nawet zrobienie jego coverów mogłoby być dość interesujące.

– Mam ochotę już się zgłosić do duetu. Może nie w charakterze wsparcia wokalnego, ale jakiejś recytacji…

– Ja jestem człowiekiem otwartym i wszystko jest tematem jak najbardziej otwartym. Pamiętam, jak parę lat temu, bodajże w 1999 roku, może 2000, wystawiliśmy na placu wówczas jeszcze Sapera, dzisiaj Jana Pawła II, bożonarodzeniową szopkę. Były żywe zwierzęta, wspomniana wcześniej Jola Wilczyńska, grupa kilku młodych ludzi no i ja z gitarą. Zrobiliśmy koncert, w którym śpiewaliśmy kolędy. Pamiętam późniejszy artykuł z ogromnym tytułem: „Naczelnik z gitarą”. Pomyślałem sobie „No kurka…”.

– Wówczas naczelnik, dzisiaj starosta powiatu ełckiego. Zdarza się zaskoczenie i głosy: „O, starosta śpiewa”?

– Ludzie chyba już do tego się przyzwyczaili. Mieli na to parę lat. Gro osób kojarzy tą moją działalność z kościoła. Nie widzę przyczyn, dla których jako starosta miałbym tego nie robić. Bo niby dlaczego? Taki po prostu jestem. Mam takie wewnętrzne przekonanie, że ludziom trzeba pokazać, że jest się wierzącym. Dlaczego mamy zamykać się w kościołach? Zdarza się zdziwienie wśród ludzi przyjezdnych. Gdy na różnego rodzaju spotkaniach śpiewamy, a dopiero później dowiadują się, że jestem starostą. Jest zdziwienie, a zaraz po nim akceptacja i poparcie dla takiego świadectwa żywej wiary. Zdarza się też mi śpiewać przy nieboszczyku, gdy umrze ktoś z rodziny przyjaciół, znajomych lub nawet nieznajomych. Zbieramy się w parę osób i idziemy, żeby pośpiewać, bo to daje takie inne spojrzenie na śmierć. Jest ona czymś, co czeka każdego z nas. Wydaje się to oczywiste, jesteśmy z tym oswojeni. Zdarza się jednak, że w obliczu śmierci bliskiej osoby stajemy się zagubieni. Śpiew pomaga odnaleźć się w tej nowej sytuacji, łatwiej przeżyć ten czas, daje poczucie bycia we wspólnocie. Pieśni są oczywiście dobrane stosownie do okazji. Zdarzało się też mi śpiewać na ślubie, bo ktoś mnie o to poprosił. czemu nie? Robię to z przyjemności. Cieszę się, gdy ktoś chce posłuchać.

– To sposób na wyrażenie swoich emocji?

– Zdecydowanie tak. Nie śpiewam techniczne, tak mi się wydaje, ale prosto z serca. Tak, jak czuję. Z sygnałów, które do mnie docierają odnoszę wrażenie, że jestem odbierany pozytywnie. I to mnie cieszy. Jeszcze nikt nie przyszedł do mnie i nie powiedział, że tym razem to już przesadziłem.

– „Nie przesadziłem”. Jest gdzieś tam w głowie głosik, który podpowiada, że jest Pan starostą i pewnych rzeczy śpiewać nie wypada?

– Repertuar, po który sięgam, to generalnie piosenki kościelne. Tam nie bardzo jest z czym przesadzić. Tu poprzez śpiew wyrażamy swoją wiarę, stosunek do Boga. Tutaj trudno przesadzić. Wyrażam to, co czuję. W kościele też się zdarza, oczywiście, że ktoś danej piosenki sobie życzy i my to szanujemy, nie śpiewamy jej w danej chwili. Samo śpiewanie o Panu Bogu nie jest kontrowersyjne. Jeśli gdzieś kiedyś przesadziłem, to do mnie to jeszcze nie doszło.

– Śpiew jest jednym z Pana sposobów na wyrażenie swojej osobowości. Drugi, bardzo barwny, to krawaty, których nie da się nie zauważyć. Od dawna goszczą w Pana życiu?

– Można powiedzieć, że od bardzo dawna. Chociaż nie od razu ich ilość, którą mam obecnie. Jest ich około 300, może nawet więcej. Moja mama mieszkała przez 30 lat w Stanach Zjednoczonych. Przysyłała mi wiele bardzo różnych rzeczy, a przy każdej okazji 1-2 krawaty, a były one zawsze bardzo nietypowe, co z czasem zaczęło mi odpowiadać i nawet się podobać. To są piękne rzeczy. Tak, jak kobiety robią sobie makijaż, zakładają kolorowe chusty i biżuterię, tak krawat jest jedynym elementem ozdobnym, na który może sobie pozwolić facet. Moje są dość specyficzne, przeważnie kolorowe, w różnych barwach: pastelowych i ostrych. Zależy od sytuacji i okoliczności, w jakich mam wystąpić. To trzeba wyważyć. Jak zobaczę jakiś fajny krawat, to przysłowiowa szczena mi opada i od razu zaczynam kombinować, gdzie mogę go kupić. Lubię kolory, to jest podstawa. Stonowane nie są dla mnie. Nie boję się założyć wzorzystego krawata, ale on musi mi się podobać.

– 300 sztuk z domniemaną górką to już chyba nawet nie zbiór, a całkiem spora kolekcja. Ma ona jakieś zaszczytne miejsce w domowej garderobie?

– Niestety, nie dorobiłem się jeszcze profesjonalnego sposobu przechowywania krawatów. Póki co, wiszą na wieszakach. Zajmują bardzo dużo miejsca. Więcej, niż sukienki mojej żony, więc staram się je gdzieś tam upychać, żeby za bardzo nie były widoczne. Swego czasu wisiały na zewnątrz, ale ostatnio schowałem je do szafy. Są fajne systemy do przechowywania krawatów, ale na razie żaden z nich mnie do siebie nie przekonał. Do tego potrzebne są duże pomieszczenia, a ja mieszkam w bloku. Szczerze mówiąc, to musiałbym mieć osobny pokój dla moich krawatów.

– Każdy z nich miał okazję wystąpić na Pana szyi?

– Oczywiście, że tak. Kiedyś nawet postanowiłem: „Zaszaleję sobie, na każdy dzień w roku założę inny krawat”. I udało się.

– Nie zabrakło 65?

– Były dni, gdy chodziłem bez krawata, więc nie zabrakło.

– Więc jakie krawaty ma Pan w tej swojej kolekcji?

– Niektóre z nich są okazjonalne, wiele z nich ma ciekawe wzory. Są nawet wzory typowe dla krawata. Nie takie cięte z kawałka materiału, ale robione konkretnie pod krawat, odpowiednio do jego kształtu. Niektóre z nich są pieruńsko drogie. Część z nich kupiłem na aukcji internetowej, niektóre już jako używane. Jest jedna zasada: wszystkie są krawatami jedwabnymi. One łatwiej się układają i lepiej wyglądają. Sztuczne jakoś mnie do siebie nie przekonują, chociaż mają wiele pomysłów i wzorów, no i jest ich zdecydowanie więcej. Moje dzieci już chyba zaakceptowały tą pasję, bo w prezentach dostaję od nich właśnie krawaty.

– Więc święta i różnego rodzaju jubileusze to czas, gdy spodziewa się Pan co najmniej jednego pudełeczka z krawatem?

– Zawsze. Czasami trafiają się paczki z oryginalnymi krawatami. Kiedyś, gdy moja najmłodsza córka uczyła się jeszcze w gimnazjum, pojechała na wycieczkę szkolną do Paryża. Przywiozła mi krawat z Mona Lizą. Pamiętam, że poszedłem w tym krawacie na sesję. Jest czarny, a na tym tle różowa Mona Liza. Usłyszałem „O! Krawat z Matką Boską!”, tak się komuś skojarzył. Niby krawat, a potrafi zainicjować zabawne sytuacje. Bardzo fajny krawat dostałem od gości z Chin, którzy odwiedzili nas przy okazji pierwszej edycji Wyścigu Smoczych Łodzi.

– To był prezent przypadkowy, czy ta pańska słabość do krawatów zdążyła już wcześniej dotrzeć do Chin?

– To był akurat prezent przypadkowy. Trafił do mnie jako gadżet promujący chińską Ambasadę. Rewelacyjny jakościowo i pięknie zapakowany w pudełeczko.

– Jest jeszcze miejsce na krawat, którym można Pana zaskoczyć?

– Mam w swojej kolekcji krawaty ręcznie malowane. Jest też prezent od koleżanki – filcowany z herbem powiatu ełckiego. Bardzo oryginalny, nietypowy i w całości wykonany ręcznie. Miałem okazję wystąpić w nim na jednej z sesji.

– No i tu pytanie, które aż się ciśnie na usta: Dlaczego powiat ełcki nie ma oficjalnego krawata promocyjnego?

– Przyznam, że mieliśmy już rozmowy na ten temat. Pomysł jest. Może uda się zrobić z niego krawat powiatowy. Tu problemem mogą być koszty produkcji takiego gadżetu. Sto sztuk może okazać się kosztownym wydatkiem.

– Wróćmy więc do kolekcji. Jest jakiś ulubiony egzemplarz, czy spośród tych 300 sztuk trudno jest wybrać taki?

– Jest. To jeden z pierwszych, które dostałem od mamy. Krawat ma dość drobny wzór, a jest wyjątkowy chyba z racji sentymentu, że trafił do mnie, jako jeden z pierwszych. Dzisiaj nie jestem w stanie powiedzieć, czy nie był przyczyną tej mojej miłości do krawatów. MA już ze 30 lat, albo więcej i ciągle jest.

– Jeszcze jest noszony, czy już tylko jest?

– Nadal jest noszony.

em

Możliwość komentowania została wyłączona.

Powiat Ełcki Miasteczko Zawodów 2024
Uczniowie i nauczyciele Zespołu Szkół nr 1 im. Jędrzeja...
Powiat Ełcki Powiat Ełcki pomoże Gminie Paczków
Rada Powiatu Ełckiego podjęła uchwałę o przekazaniu 100 000...
Powiat Ełcki Z matematyką za pan brat
Międzynarodowa konferencja matematyków w ramach projektu Erasmus+...
Powiat Ełcki Wnieś swoje uwagi i propozycje
Konsultacje społeczne „Programu Współpracy samorządu...
Prawa autorskie © dm.elk.pl 2015