Dzień jak co dzień, zwykły, letni, przedurlopowy. Zadzwonił telefon – ktoś jednym pytaniem zapytał ją o decyzję – taką na maksa! Mogła się wycofać, bez konsekwencji….Podtrzymuje pani swoją decyzję? Tak nadal podtrzymuję – odpowiedziała, nadając tym samym bieg wydarzeniom – ratującym życie 14 letniemu chłopcu z Brazylii!
Co czuję matka 14 latka, gdy słyszy: mamy dawcę? A darczyńca gdy dzwoni telefon z informacją, że możesz uratować komuś życie? O tym jak to właściwie jest, o emocjach, uczuciach, strachu i jej pięknym życiowym Mount Evereście na który udało się jej wspiąć – choć nie dla siebie…- rozmawialiśmy z Panią Ewą Maciejewska – Prezes Stowarzyszenia Rodzin Dzieci z Chorobą Nowotworową „Onkoludki”- działającego na terenie Ełku –dziś kobietą czynu – Dawczynią Przeszczepu!
„Nie żyję dla siebie lecz żyję dla innych i to sprawia iż jestem szczęśliwa” – mówiła.
Co skłoniło panią do rejestracji w bazie dawców?
W roku 2007 mój syn zachorował na białaczkę, przebywając na oddziale onkologii podczas leczenia dziecka byłam świadkiem strachu i rozpaczy rodziców, oczekujących z dnia na dzień na informację, że znalazł się dawca, że jest ktoś, kto nie pozwoli by ich dziecko odeszło, widziałam strach w oczach dzieci, które były świadome że jeśli nie znajdzie się ich bliźniak genetyczny będą musiały opuścić ten świat . Nie wszyscy oczekujący mieli to szczęście usłyszeć, że jest osoba zgodna i przeszczep się odbędzie. Tak bardzo chciałam im ulżyć w cierpieniu, a jednocześnie byłam taka bezradna. Wtedy właśnie zapadła decyzja o zarejestrowaniu się w bazie danych Fundacji DKMS.
Jak długo czekała pani na telefon? Czekała pani, czy to było zaskoczenie?
Zarejestrowałam się w 2010 r. tuż po zakończeniu leczenia syna. Czekałam siedem lat, muszę przyznać, że im więcej czasu mijało, tym bardziej temat zostania dawcą stawał się odległy, aż w końcu zadzwonił telefon…
W jaki sposób przekazano pani informację? Co pani czuła słysząc, że jest ktoś kto potrzebuje szpiku – pani szpiku, żeby mógł żyć?
Pracownik DKMS spytał czy nadal podtrzymuję decyzję oddania szpiku osobie chorej, serce podeszło mi do gardła, nogi zrobiły się miękkie, do głowy zaczęły napływać tysiące myśli, że teraz nie mogę, że to zły czas przecież mam już plany na wakacje za kilka dni wyjeżdżam…
Zastanawiała się pani?
Z bijącym sercem, nieuporządkowanymi myślami dotyczącymi planów na wakacje, byłam pewna jednego: nie mogę pozbawić życia człowieka muszę go ratować, czas zawsze będzie nieodpowiedni, bo tego nie da się zaplanować w harmonogramie naszego życia. Odpowiedziałam – tak nadal podtrzymuję decyzję…
Co było dalej?
Poinformowano mnie że będę oddawać szpik z talerzy biodrowych, bo ta metoda będzie najlepsza dla osoby chorej, jeszcze tego samego dnia przesłano mi dokumentacje medyczną do wypełnienia, oraz wszelkie informacje dotyczące przeszczepu z talerza biodrowego. DKMS ustalił termin badań wstępnych przed przeszczepem, w czasie najlepszym dla mnie, nie musiałam niczego przesuwać, ani rezygnować z planów na wakacje . Pojechałam do Warszawy, następnego dnia miałam robione badania kwalifikujące do przeszczepu, wszystko przebiegało bardzo sprawnie, bo już po trzech godzinach mogłam wracać do Ełku, muszę przyznać doskonała organizacja. Dwa tygodnie od badań odbył się przeszczep, tu musiała być trzydniowa hospitalizacja ponieważ ta metoda pobrania wykonywana jest w znieczuleniu ogólnym. Pierwszego dnia po południu zgłosiłam się do kliniki , następnego rano pobrano szpik poprzez wkłucie się w kości talerza biodrowego z obu stron jednocześnie, poczym została ściągnięta potrzeba ilość szpiku, po wybudzeniu zostałam przewieziona na salę, szpik przetransportowano do biorcy, dnia trzeciego wyszłam do domu. Od dnia poinformowania o potrzebie oddania, do dnia przeszczepu minął miesiąc . Był to czas przygotowania też pacjenta poprzez podawanie odpowiednich cytostatyków ( chemii przed przeszczepowej ).
Ta metoda pobrania z talerza biodrowego jest wykonywana tylko w 20% u osób oddających szpik , w 80% u dawców pobierane są komórki macierzyste z krwi obwodowej i tu nie ma hospitalizacji , rano dawca zgłasza się do kliniki przez kilka godzin są pobierane komórki z krwi obwodowej, po zakończeniu wraca do domu.
Komu pani pomogła? Chciałaby pani go poznać? Co pani o nim wie?
Podarowałam życie czternastoletniemu chłopcu z Brazylii . Dalsze informacje o stanie zdrowia tego chłopca będą mi przekazywane co pewien czas . Po dwóch latach jeśli dawca i biorca wyrażają chęć spotkania, wówczas Fundacja DKMS organizuje takie spotkanie .
Jak się pani czuje?
Ogólnie czuję się dobrze trochę odczuwam ból w miejscach nakłuć , porównać go można do bólu związanego ze zbiciem.
Gdyby drugi raz ktoś potrzebował pani komórek?
Czy można skazać człowieka na śmierć ? Ja nie potrafiłabym, bez względu na wszystko, nawet gdyby istniało jakieś ryzyko utraty zdrowia czy nawet życia pomogłabym, uważam że nie żyję dla siebie lecz żyję dla innych i to sprawia iż jestem szczęśliwa .
Strach zawsze będzie nas ograniczał, ale nie należy poddawać się temu uczuciu , świadomość tego , że możemy podarować życie drugiemu człowiekowi powinna być silniejsza, bo każdy bez względu na wiek pragnie żyć, w wielu przypadkach to życie dopiero się zaczyna, ciężko by było pozwolić by już na starcie to był koniec drogi….
Dziękuję bardzo za rozmowę ! Gratuluję postawy, życząc sobie i nam wszystkim wielu okazji i odwagi do zamieniania pięknych zamierzeń w czyn!
Dziękuję!
Wszystkich chcących zostać potencjalnym dawcą serdecznie zachęcamy:
https://www.dkms.pl/pl
M.D
Galeria
Szanowni Państwo, z racji chwilowych usterek na portalu prosimy w razie udostepniania o pobieranie linku bezposrednio z facebooka: https://www.facebook.com/wiadomosci.elk/posts/1434019916633149