Zapytaliśmy Nikodema Kemicera

O godzeniu pracy zawodowej z obowiązkami rodzinnymi, przygotowaniach do świąt i celebrowaniu ich w gronie najbliższych, rozmawiamy z Nikodemem Kemicerem, radnym miasta Ełk i kierownikiem Domu dla Osób Bezdomnych i Najuboższych Monar-Markot

– Kierownik Domu dla Osób Bezdomnych i Najuboższych Monar-Markot, radny miasta Ełk, mąż, ojciec, głowa rodziny – która z tych funkcji jest najbardziej absorbująca?

– Na pewno kierownik ośrodka Monar-Markot. To wymaga najwięcej czasu i najwięcej czasu zajmuje. Tutaj odpowiadam za kilkadziesiąt osób. Muszę zapewnić im wikt i opierunek, ale nie tylko to jest istotą działania. Jest jeszcze odpowiedzialność mentorska. Osoby, które do nas przychodzą, oczekują czegoś więcej, niż jedzenia i dachu nad głową. Ludzie ci liczą na pomoc w wychodzeniu życiowego zakrętu, jakim jest bezdomność. Trzeba pokazać im ścieżkę, którą mogą podążać w kierunku swojego szczęścia. Tym szczęściem czasem jest nawiązanie kontaktu z rodziną, a czasem powrót do niej. To jest ogromna odpowiedzialność i mam tego świadomość.

– A która jest najprzyjemniejsza?

– Bycie głową rodziny. To jest największa radość. Kiedy 7–letnia córka mówi do mnie: „Tato, ale ty już mnie nie odprowadzaj do szkoły, bo to jest obciach.”, zaczynam zdawać sobie sprawę z upływu czasu i zastanawiać się, gdzie to wszystko poszło. Zaczynam myśleć o tym, co będzie za kilka kolejnych lat, gdy dzieci zaczną obierać swoje drogi życiowe, po których już nie będę mógł ich prowadzić za rękę, a moja rola ograniczy się do bycia mentorem.

– I jakie myśli pojawiają się w takich momentach?

– Przede wszystkim, że to ode mnie i od żony zależy, na jakich ludzi wyrosną nasze córki. Bo wpajanie w dzieci odpowiednich wartości jest zadaniem naszym, czyli rodziców. To, co teraz w nie włożymy, wyjdzie z nich w przyszłości. Wówczas albo będziemy z nich dumni, albo będziemy odwracać głowę ze wstydem. Ale to nie będzie wstyd za dzieci. To będzie wstyd za to, że nie potrafiliśmy ich odpowiednio ukierunkować. Już dzisiaj rozpiera mnie duma, gdy córka przynosi dobre wiadomości ze szkoły oraz gdy nowe umiejętności zdobywa samodzielnie, sama szuka dodatkowej wiedzy i rozwija swoje pasje.

– Nasuwa się porównanie osoby bezdomnej do dziecka. Chodzi mi o to, że jedno i drugie trzeba w jakiś sposób ukierunkować. Przydają się w pracy takie rodzinne doświadczenia?

– Podejdę do tego z drugiej strony. Doświadczenie zawodowe szkodzi w domu. Dużo czasu zajęło mi dojście do tej refleksji. Przez moment zbyt wiele wymagałem od swoich dzieci. Bardzo mnie irytowało, że one nie potrafią zrobić kolejnego kroku. Ale przyszedł czas refleksji, że to jest dziecko, że wiele rzeczy trzeba mu wybaczyć, że praca nad nim wymaga więcej czasu i cierpliwości. Z drugiej strony praca w Monarze nauczyła mnie systematyczności i tego, że na efekty trzeba czekać, czasami długo.

– Są momenty, gdy surowy kierownik zamienia się w ciepłego tatusia? Kiedy one przychodzą?

– Oczywiście, że są. Przychodzą w momencie, gdy pozamykam wszystkie sprawy zawodowe. Wtedy jestem w stanie poświęcić się w pełni dla rodziny. Są to m.in. wieczorne chwile, gdy kładę córki spać.

– Dziewczynki mają swoje sposoby na zmiękczenie tatusia?

– Tak, szczególnie młodsza córka. Lubi być słodka i potrafi taką być. Często robi oczka w stylu kota ze „Shreka”, wpatruje się we mnie, mówi: „Tatusiu, ale ja tak bardzo cię kocham.” i w tym momencie nie ma sposobu, żeby czegokolwiek jej odmówić.

– Starsza córka też ma jakiś sposób na tatusia?

– Tak, wysyła młodszą siostrę. Ma zupełnie inny charakter. Jest buntownicza, lubi samodzielnie zdobywać doświadczenia i na swoje sposoby potrafi wyciągnąć z człowieka to, co będzie chciała.

– Doba nie jest za krótka, żeby pogodzić ze sobą wszystkie obowiązki?

– Bardzo często jest za krótka. Czasem dużo wysiłku wkładam w to, żeby znaleźć na wszystko czas. Teraz właśnie mam taki okres, że tydzień mija w mgnieniu oka, a weekend trwa tyle, co pstryknięcie palcem. Na szczęście istnieje kalendarz, który jest moim sprzymierzeńcem i bardzo mi pomaga w planowaniu dnia.

– Ale w końcu przychodzi ten czas wolny. Jak rodzina Kemicerów lubi go spędzać?

– Ostatnio przyjęliśmy zasadę pokazywania córkom smaków nowych pasji. Starsza córka złapała bakcyla na konie. Młodsza jeszcze szuka. Z całą rodziną uwielbiamy oglądać kreskówki. Często też gramy w „Chińczyka”. Dziewczynki lubią rysować i uwielbiają, jak czyta się im bajki na dobranoc. Potrafią podnieść bunt, gdy w wieczornym rytuale zabraknie tego punktu.

– Święta i okres przedświąteczny jest czasem, gdy nadrabia się zaległości rodzinne i bliskim poświęca się więcej czasu, niż zazwyczaj?

– Pamiętam lata, a było ich wiele, gdy rodzina bardzo cierpiała w okresie okołoświątecznym. Brakowało mi umiejętności dzielenia czasu pomiędzy bliskimi, a obowiązkami zawodowymi. Praca zawsze wygrywała. Dzisiaj już wiem, że można to pogodzić i umiem to zrobić, co przynosi korzyści dla obu stron: moim podopiecznym z ośrodka i rodzinie. Okazało się, że ci pierwsi nie zawsze potrzebują kogoś, kto prowadzi ich za rękę. Są sytuacje, z którymi doskonale radzą sobie sami. A ja mogę skupić się na bliskich. Dzisiaj święta to czas, gdy rodzina ma mnie tylko dla siebie.

– Jak wyglądają przygotowania do świąt w domu Monar-Markot?

– Moja rola ogranicza się tu już tylko do pomocy w zdobyciu materiałów potrzebnych do zorganizowania świąt i ich oprawy. Całą resztą zajmują się podopieczni. To oni są reżyserami tego wydarzenia i sami je realizują.

– A w domu rodzinnym?

– Jest krzątanina, bieg, aż przychodzi moment celebrowania świąt. Wtedy bierzemy głęboki oddech i świętujemy. Jest ogromna radość z tego, że możemy być razem. Codzienne obowiązki nie sprzyjają częstym kontaktom chociażby z siostrą, chociaż mieszka w tym samym mieście. Podobnie z mamą i bratem, z którymi dzielą mnie kilometry. Jest też rodzina żony. W święta cieszymy się z tego, że mamy tak wiele czasu na wspólne spotkania i staramy się wypełnić go jak najbardziej efektywnie.

– Kto przejmuje we władanie kuchnię i przygotowuje świąteczne potrawy?

– Tutaj rządzi żona z córkami. Moim zadaniem jest zapewnienie ciągłości dostawy potrzebnych im produktów, wynoszenie śmieci i krojenie cebuli. Wyręczam też moje kobiety w pracach siłowych typu odkręcenie słoika. Przydaję się też przy obieraniu warzyw. Córki pilnują, żeby zawsze były ciasta, ciasteczka i słodycze. Żona natomiast zarządza całą tą machiną.

– Są zwyczaje wielkanocne, które pojawiają się w domu rodzinnym?

– To na pewno wspólne przygotowanie pisanek. Córki zajmują się tym, odkąd były w stanie usiąść i utrzymać w rękach pędzelki. Robią to najlepiej, jak potrafią. Przypominają nam różne techniki zdobienia jajek, o których z czasem pozapominaliśmy. Pokazują też, ile radości daje to zajęcie. W Niedzielę Palmową idziemy do kościoła święcić palmy, bo każda z córek ma swoją, a w Wielką Sobotę niesiemy tam przystrojony bukszpanem koszyczek ze święconką: jajeczkiem, kiełbaską, solą, pieprzem i kawałkiem ciasta. W świąteczny poniedziałek wstaję jako pierwszy i całą rodzinę oblewam wodą.

– Bez czego nie ma świątecznego stołu?

– Bez rodziny. Największe znaczenie ma, kto przy tym stole zasiada. To, co na nim postawimy, jest mało znaczącym dodatkiem. Istotą świąt jest wspólnie spędzony czas i wspólne ich celebrowanie. To przeżywanie tego, co każde święta ze sobą niosą. Wielkanoc to nie tylko zmartwychwstanie, ale również rozważania nad przemijaniem i refleksja nad własnym życiem.

Możliwość komentowania została wyłączona.

Powiat Ełcki Miasteczko Zawodów 2024
Uczniowie i nauczyciele Zespołu Szkół nr 1 im. Jędrzeja...
Powiat Ełcki Powiat Ełcki pomoże Gminie Paczków
Rada Powiatu Ełckiego podjęła uchwałę o przekazaniu 100 000...
Powiat Ełcki Z matematyką za pan brat
Międzynarodowa konferencja matematyków w ramach projektu Erasmus+...
Powiat Ełcki Wnieś swoje uwagi i propozycje
Konsultacje społeczne „Programu Współpracy samorządu...
Prawa autorskie © dm.elk.pl 2015