Zapytaliśmy… Piotra Gajewskiego, kierownika Urzędu Stanu Cywilnego w Ełku

– Trwają Ełckie Dni Rodziny, więc nie sposób zacząć rozmowy inaczej, niż od pytania: Czy chcemy zakładać rodziny?

– Jak najbardziej. Na ilość zawartych związków małżeńskich nie można narzekać. Aktów zawarcia małżeństwa jest więcej, niż w ubiegłym roku, a tamten nie należał do najgorszych w ostatnim 10-leciu. Młodzi ludzie chcą wchodzić w relacje małżeńskie i jest to pocieszające. Jest to wbrew trendom, które zmierzały do swobodnego życia.

– Zawieramy związki „na chwilę”, czy są one raczej długoterminowe?

– Patrząc na nasze miasto i idących przez nie uśmiechniętych, młodych ludzi ufam, że idą w dobrym kierunku. Ufam też, że do Urzędu Stanu Cywilnego nie przychodzą po to, żeby podpisać kontrakt roczny, dwu, czy pięcioletni. Wielokrotnie pytam ich, czy są świadomi, że wchodzą w niełatwą relację, wieloletnią, która czasami boli. Bo małżeństwo, można by powiedzieć, jest projektem, który wcale nie jest skazany na sukces. To, co mówię, być może brzmi strasznie, ale jest to odmienność płci, charakterów i domów, z których wychodzimy, stylu bycia, życia, wychowania. I takie dwa żywioły ścierają się ze sobą tak, jak ogień i woda. Teraz, żeby znaleźć ten punkt styku, w których ich współistnienie gwarantuje sukces, jest zadaniem najtrudniejszym. Mówię to z perspektywy chociażby moich 31 lat życia małżeńskiego. Tutaj dobre pytanie byłoby do mojej małżonki, która cudem wytrzymuje ona ze mną tyle lat, znając mój trudny charakter. I to jest właśnie dla mnie dowód na to, że można. Jeżeli jest determinacja z danego sobie wzajemnie słowa, to po prostu chcemy trwać przy sobie. Czasem się nie da. Czasem zdarzają się trudne sytuacje, których nie da się zapomnieć, nie da się wybaczyć od razu. I to determinuje często ludzi do rozstania.

– Ma Pan może jakąś wskazówkę, dobrą radę, jak takich sytuacji uniknąć, skoro trudno sobie z nimi poradzić?

– Na początku jest to „coś”, co powoduje, że wpadamy sobie w oko. Niektórzy nazywają to miłością od pierwszego wejrzenia. W moim przypadku było bardzo podobnie, bo poznałem Gosię w grudniu 1984 roku, a już w lipcu 85 wzięliśmy ślub. Oświadczyłem się po dwóch miesiącach znajomości. Można by powiedzieć: „Jak to? Nie znaliście się przecież”. Ale to było właśnie to „coś”. Skłamałbym mówiąc, że było słodko i rewelacyjnie. Nie, nie. My też nie byliśmy wolni od trudności, od przechodzenia kolejnych etapów głębszego poznawania siebie, swoich zachowań, nieumiejętności i słabości. Bo przecież gdy żyjemy ze sobą dniami i nocami, poznajemy najskrytsze tajniki swoich osobowości. To może czasami przerazić. Nie zawsze patrząc w lustro możemy stwierdzić, że widzimy w nim człowieka dokładnie takiego, jakim chcielibyśmy być. Czasami zachowamy się tak, że jest nam przykro, że to właśnie my tak się zachowaliśmy. ALe takie jest życie. Fajnie byłoby mówić o ideałach, że jest kolorowo i wszystko „och”, „ach”, ale tak nie jest. Życie jest nacechowane przeżywaniem trudności. Ale właśnie: przeżywajmy to razem z osobą, do której możemy przyjść nawet, gdy ją zranimy i przeprosić, wrócić do niej powiedzieć: „Wybacz, kochanie, ja nie potrafiłem inaczej. Coś we mnie jest. Jest we mnie ta słabość, która dała znać o sobie. Ale to nie jest koniec naszej relacji. Ja nie chcę tym poczynaniem skreślić wszystkiego, co budujemy razem.”.

– Zdarza się młodym przed zawarciem związku małżeńskiego dzielić się z Panem swoimi obawami związanymi ze zmianą dotychczasowego życia?

– Tak. U kobiet najczęściej jest to niepewność związana z poczuciem bezpieczeństwa. Czy już jako małżonkowie będą potrafili umiejętnie godzić stare relacje z nową rzeczywistością, w której się znajdują, czyli postawić na pierwszym miejscu rodzinę, dla kobiety. Mówię to z pełną odpowiedzialnością, bo są to pytania niejednokrotne, na które uzyskiwałem odpowiedzi, że nic nie jest ważniejsze, niż poczucie bezpieczeństwa. Pieniądze są gdzieś dalej. One są potrzebne, jako środek płatniczy, bez którego nie damy rady żyć. Kobieta chce mieć poczucie bezpieczeństwa i to jest sprawdzian dla mężczyzny, czy on potrafi zrezygnować ze swoich drobnych przyjemności, kolegów, oczywiście nie do końca, ale już nie w formie być na gwizdnięcie, jak to było w kawalerce. Od dnia, w którym dajemy sobie słowo, tą pierwszą osobą jest współmałżonek i współmałżonka. Żeby znaleźć się na równi, trzeba powiedzieć, czy kobieta potrafi w pełni wejść w tą relację i umiejętnie wyważyć drugą stronę. Jest też kwestia braku zaufania do drugiej osoby. I tu warto rozważyć, czy nie jest on podyktowany brakiem zaufania do samego siebie. Jeśli ja mam dobre intencje, to patrząc na drugą stronę nie przypuszczam, że ona ma złe. Tak mi się wydaje, a uczyć się tego musiałem przez długie lata.

– To, że młodzi ludzie dzielą się swoimi obawami może oznaczać, że coraz bardziej świadomie zawierają związki małżeńskie i zakładają rodziny?

– Tak mi się wydaje. W wielu przypadkach to my, dorośli, odpowiadamy za to, że młodzi boją się wchodzić w takie relacje. To jest nasza wina, to są nasze błędy wychowawcze, społeczne, ukazywanie tylko szkód i przeszkód, a nie dobra, jakie niesie ze sobą relacja małżeńska. Gdzieś po drodze zapomnieliśmy o tym, żeby pokazywać rodzinę jako instytucję, na której opiera się całe społeczeństwo. To rodzina ma budować jego siłę. Uczymy się przez obserwację. Jeśli więc widzimy pozytywne relacje, to wzrastamy w siłę. Jeśli jesteśmy lepiej przygotowani, to ta relacja jest coraz mocniejsza, a społeczeństwo coraz silniejsze.

– Żeby nie popaść w pesymizm pomówmy może o tych dobrych rzeczach, które niesie ze sobą zawarcie związku małżeńskiego i założenie rodziny. Co jest w tym dobrego?

– Dzieci. Ale tu muszę wrócić do tego pesymistycznego patrzenia. Czasem młodzi ludzie nie są przygotowani do rodzicielstwa i małżeństwa pękają, gdy pojawiają się dzieci. Te natomiast traktowane są nie jako „ktoś”, ale „coś”, coś co odbiera nam wolność, zmusza nas do myślenia inaczej, poważniej, przestać się bawić przynajmniej na jakiś czas. Ale myślę, że dobra, które płyną z posiadania potomstwa powinniśmy pokazywać z uporem maniaka. Relacje pokoleniowe budują dobre więzi. Kto ma nas wspomóc później szklanką wody na starość? Jeżeli nie będę miał tej relacji, to na kogo będę zdany? Z kim porozmawiam? I na te relacje musimy pracować całe życie. To nie może być tak, że przelecimy koło dzieci, one wyrosną, zaczną żyć swoim życiem, założą swoje rodziny. Jeśli nie będziemy rozmawiać z nimi na przestrzeni wszystkich lat: dzieciństwa, dorastania, dojrzewania i nie poznamy ich problemów, to dużo trudniej będzie nam oczekiwać, by dzieci w swojej dorosłości znalazły czas dla rodzica, by chciały z nim porozmawiać, nawiązać kontakt. Dzieci nie pamiętają, że nie spaliśmy całymi nocami, gdy chorowały. I wcale nie musimy im o tym mówić. One poznają to, gdy same zostaną rodzicami. Padną pewnie pytania: „Wy też tak mieliście z nami?”, ale dzieciom nie trzeba udowadniać, że się staraliśmy, na ile mogliśmy. Tu trzeba pochylić czoło przed kobietami. Bo kobieta to jest niemal instytucja. Potrafi pracować w domu na pięciu etatach. A najgorsze, co my, jako mężczyźni możemy w tym momencie zrobić, to zapytać: „To co ty właściwie robisz? Cały dzień siedzisz w domu i zmęczona jesteś?”. Zdarzyło się mi zostać z dziećmi, gdy małżonka poszła rodzić trzecie. Zostaliśmy w domu bez niej na tydzień, bo parę lat temu kobieta po porodzie przebywała tyle w szpitalu. W tym czasie każdego dnia odkrywałem braki kolejnych elementów: sztućców i talerzy, które same się nie myją, skarpetki i bielizna, które same się nie piorą. To zaczęło mi urastać do rangi problemu, a ja zadawałem sobie pytania kto uruchamia tę pralkę, kto robi te wszystkie rzeczy. Taki test z życia szybciutko pokazał mi, że praca w domu to jest kilka etatów ze sprzątaniem włącznie, o którym nie wspomnę. To mi pokazało, ile w domu jest czynności do wykonania, na które wcześniej nie zwracałem uwagi.

– Możemy polecić małżonkom tego typu zajęcia warsztatowe?

– Jak najbardziej. Na kilka dni zostań mną. Zobacz, z czym muszę zmierzyć się każdego dnia. Nie złośliwie, ale po to, żeby zobaczyć i docenić te czynności. Panom polecam ćwiczenie z miotłą. Naprawdę. Wielokrotnie odczułem, że sprzątanie w tak dziwnej pozycji, gdy mocno pracuje brzuch, plecy, obręcze barkowe, naprawdę potrafi zmęczyć. A jeszcze później zmycie podłóg w kolejnej dziwnej pozycji i dzieckiem trzeba się zająć jeszcze, i robi się z tego niezła jazda dla mężczyzny. Oczywiście złośliwie mężczyźni mogą powiedzieć teraz: „To my zapraszamy panie do hut i kopalń, niech tam popracują.” i właśnie przez takie obrazy mamy starcie między płciami. Myślę, że kobiety stają się coraz bardziej samodzielne przez kilka naszych, męskich błędów. Podziwiam to, że radzą sobie z czynnościami, które do niedawna były domeną męską. Kobiety stają się coraz bardziej samodzielne i tutaj wielu panów może ze mną się nie zgodzić, ale według mojego odczucia to właśnie mężczyźni są temu winni. Nie byliśmy do końca męscy, więc kobiety przejmują nasze obowiązki.

– Czy to znaczy w takim razie, że mężczyźni chcą mieć w domu kobietę gotującą, sprzątającą i opiekującą się?

– Nie, nie, nie i jeszcze wielokrotnie na to pytanie odpowiem, że nie. Po ponad 30 latach małżeństwa powiem, że jeśli ktoś potrzebuje jedynie praczki, sprzątaczki i kucharki, to nie potrzebuje żony. Bo żona nie robi tego z obowiązku, a z poczucia odpowiedzialności za rodzinę. Żona do każdej z wykonywanych przez siebie czynności dorzuca szczyptę miłości. I nawet najtańsza zupa ugotowana z odrobiną tego dodatku smakuje, jak najwytworniejsze danie w ekskluzywnej restauracji. Ona to poda z uśmiechem na twarzy i powie, że dzisiaj nie miała czasu na przygotowanie czegoś więcej, niż zapieczonych ziemniaczków, ale wiedziała, że mąż wróci z pracy głodny, zmęczony i myślała o tym, żeby pomóc go chociaż w ten sposób. I to jest waśnie sztuka, by do każdej czynności, którą wykonujemy w relacjach, dodawać tą szczyptę uczucia. Nie ma innej opcji. Jak to: nie kochać i żyć razem? Niektórzy mówią, że to jest możliwe, ale dla mnie ten fenomen jest bardzo trudny do przyjęcia. Nie tak dawno obejrzałem film o XIX-wiecznej Wielkiej Brytanii. Uzmysłowiłem sobie, że jeszcze nie tak dawno, bo sto kilkadziesiąt lat temu, kobiety praktycznie nie miały praw. Były na usługach. To było tak niedawno. Trzeba więc się cieszyć, że cywilizujemy się, że kobieta jest partnerem, a nie osoba na usługach mężczyzny. Film ten pokazał, w jak niepoprawny sposób, z wyrachowania mężczyzna może patrzeć na kobietę. Ocenić ja nie przez pryzmat jej bogactwa wewnętrznego, ale przez blichtr. A później znudzić się nią i traktować, jak piąte koło u wozu. Takie relacje mogły zdarzać się masowo jeszcze na początku XX wieku. Dziś pewnie też, choć jednostkowo. Należy nad tym ubolewać, bo nie jest to dobre. Tu nikomu nic się nie należy. Równość i szacunek – tego domaga się człowieczeństwo.

Możliwość komentowania została wyłączona.

Powiat Ełcki Miasteczko Zawodów 2024
Uczniowie i nauczyciele Zespołu Szkół nr 1 im. Jędrzeja...
Powiat Ełcki Powiat Ełcki pomoże Gminie Paczków
Rada Powiatu Ełckiego podjęła uchwałę o przekazaniu 100 000...
Powiat Ełcki Z matematyką za pan brat
Międzynarodowa konferencja matematyków w ramach projektu Erasmus+...
Powiat Ełcki Wnieś swoje uwagi i propozycje
Konsultacje społeczne „Programu Współpracy samorządu...
Prawa autorskie © dm.elk.pl 2015